Urządzenia z rodziny Surface od początku były trudne lub niemożliwe w naprawie — przynajmniej według oceny iFixit. Tablety i laptopy oscylowały w granicach 0-3 punktów na 10, co oznaczało, że rozłożenie, wymiana uszkodzonego podzespołu i ponowne złożenie komputera mogło nie być możliwe. Na gwarancji taki uszkodzony tablet zostanie nam wymieniony na nowy, ale po jej skończeniu będzie nadawał się na złom, bo każdy serwisant rozłoży ręce.
Wiele się jednak zmieniło w obecnej generacji urządzeń. Surface Laptop 3 otrzymał 5/10 punktów w kategorii naprawialności, a Surface Pro X — aż 6/10. Liczylibyśmy więc, że i Surface Pro 7 pójdzie tym torem. Niestety, nic z tych rzeczy.
Surface Pro 7 otrzymał ocenę 1/10. Ten jeden punkt to zasługa tego, że za połączenia odpowiadają standardowe Torxy. Reszta to same minusy. Wszystkie naprawy wymagają uprzedniego zdjęcia modułu ekranu, który jest uparcie przytwierdzony, drogi i podatny na pęknięcia. Przyklejona na miejscu jest też bateria i aby ją wyciągnąć, konieczne jest podważanie lub użycie rozpuszczalników. RAM, SSD i CPU są przylutowane do płyty głównej i wymiana któregokolwiek z tych podzespołów wymaga wymiany całej płyty głównej.
Trudno zrozumieć, dlaczego Pro 7 w odróżnieniu od pozostałych modeli z tego roku powtórzył błędy poprzednich generacji. Nie jest też tak, że Microsoft nie myśli o naprawialności. Na scenie październikowego eventu Panos Panay sam pokazywał, jak łatwo jest zdemontować panel klawiatury w Laptopie 3 i wyciągnąć jego dysk. Takiej modularnej budowy nie ma niestety Pro 7, ale możliwe, że gigant nadrobi zaległości w przyszłym roku.