Ray-Tracing wydaje się brakującym ogniwem, które mogłoby w końcu zapewnić fotorealistyczne doświadczenia w grach wideo. Drugim brakującym ogniwem jest natomiast sprzęt, który mógłby temu podołać. Renderowanie scen ze śledzeniem licznych promieni światła w czasie rzeczywistym to nie przelewki. Odpowiednich kart graficznych jest niewiele, a te, które istnieją, nie są tanie. Mimo wszystko Microsoft jest już na tę rewolucję przygotowany. Wsparcie dla ray-tracingu to już integralna część DirectX 12.
Karty graficzne RTX od Nvidii wprowadzają do świata konsumenckiego jedną z najważniejszych technik graficznych ostatniej dekady - ray-tracing w czasie rzeczywistym. Oczywiście efekty nie są tak powalające, jak na sprzęcie za 100 tysięcy dolarów, ale to już i tak spore osiągnięcie. Wsparcie dla technologii jest nadal ograniczone, niemniej jednak Windows 10 October 2018 Update jest już na nią gotowy. Wsparcie zostało bowiem dodane do DirectX 12.
Na rynku konsumenckim nie ma też zbyt wielu gier, które oferowałyby ray-tracing tym, którzy zdecydowali się wydać ponad 5000 zł na samo GPU. Obecnie efekty tego typu posiada Shadow of the Tomb Raider, ale w następnych miesiącach dołączą do niego kolejne tytuły, w tym Battlefield V, Atomic Heart oraz Metro Exodus. Gry w pełni wykorzystają potencjał technologii RTX, by generować realistyczne odbicia i światła. Wcześniej takie efekty można było oglądać jedynie w wysokobudżetowych produkcjach, gdzie renderowanie jednej klatki obrazu trwało nawet kilka dni. Gracze nie mają tyle czasu i oczekują raczej 60 klatek na sekundę.
Jako że ray-tracing jest już w pełni zintegrowany z DirectX 12, oznacza to, że dowolny rywal Nvidii będzie mógł skorzystać z tych możliwości. Teraz jednak liczba kart, które zdolne są podołać wymaganiom ray-tracingu, ogranicza się do kilku modeli: 2070, 2080 oraz 2080TI.