Rok temu Microsoft Defender stał się najczęściej używanym antywirusem, działając na ponad 50% pecetów z Windows. Zwłaszcza dla użytkowników Windows 10 — najbezpieczniejszego Windowsa w historii — jest on świetnym rozwiązaniem, ponieważ jest aktywny zawsze, o ile nie uruchomimy innego antywirusa. Tylko co w sytuacji, gdy akurat nie chcemy mieć żadnego? Tu zaczynają się schody.
Microsoft Defender jest domyślnym antywirusem w Windows 10 i żeby działać, nie wymaga od użytkownika żadnych czynności. Włącza się automatycznie przy pierwszym uruchomieniu systemu, a nawet w momencie, gdy wygasa licencja innego aktywnego antywirusa. Defendera nie można jednak wyłączyć ręcznie w Ustawieniach czy aplikacji Zabezpieczenia Windows. Można wyłączyć poszczególne funkcje chroniące, ale samego programu — już nie. Chyba że skorzystamy ze sposobów dla zaawansowanych.
Do tej pory istniały dwie metody wyłączenia Windows Defender: przy pomocy Edytora lokalnych zasad grupy albo Edytora rejestru. Obie przedstawiliśmy w naszym poradniku. Wygląda na to, że Microsoft nie chce już, abyśmy korzystali z tego drugiego. Gigant potwierdził, że począwszy od sierpniowej aktualizacji Microsoft Defender Antivirus (wersja 4.18.2007.8), klucz rejestru DisableAntiSpyware
jest ignorowany na urządzeniach klienckich. Klucz ten wyznaczał, czy Microsoft Defender Antivirus ma być wyłączony.
Nawet jeśli wcześniej wprowadziliśmy zmiany w rejestrze, nie będą one już respektowane. Microsoft najwidoczniej chce zmusić przez to więcej użytkowników do korzystania z jego antywirusa, który wprawdzie należy do światowej czołówki, ale naszym zdaniem nie powinien być narzucany w taki sposób.