W USA rozpoczął się rok wyborczy i pod wieloma względami będzie to rok przełomowy, zwłaszcza w świecie nowych technologii. Poprzednie wybory prezydenckie w USA czy referendum dotyczące Brexitu udowodniły, że Sieć jest potężnym narzędziem. Technologiczni giganci wzięli na siebie odpowiedzialność i chcą sprawić, że Internet oraz ich usługi nie będą już narzędziem propagandowym do szerzenia fejków.
Jednym z największych zagrożeń są właśnie różnego rodzaju wideo wykorzystujące tak zwane deepfake. Krótko mówiąc, w prosty sposób możemy zmanipulować wypowiedź polityka albo osoby publicznej w taki sposób, że nieświadomy odbiorca tej treści może tego nie rozpoznać i uznać za prawdę. Dlatego też YouTube postanowiło walczyć z deepfake i zacznie sukcesywnie usuwać wideo tego typu. To nasunęło jednak wiele wątpliwości. Konieczność usuwania deepfake'ów polityków jest bezdyskusyjna. Co jednak z innymi tego typu materiałami, które z polityką nie mają nic wspólnego?
Usuwane będą treści, które zostały technicznie zmanipulowane w sposób wprowadzający użytkowników w błąd (poza klipami wyjętymi z kontekstu) i mogą stwarzać poważne ryzyko wysokiej szkodliwości. Na przykład wideo, które zostało zmanipulowane w taki sposób, aby wskazywało na to, że dany polityk nie żyje.
Deepfake to bardzo niepokojący trend, który niebezpiecznie zahacza o granice prywatności, a nawet moralności. Wszak taka manipulacja wizerunkiem gwiazdy, aktora czy po prostu zwykłego człowieka, może być narzędziem do nękania lub ośmieszania. Moim zdaniem tego typu mechanizmy powinny być pod stałą kontrolą i argumenty na temat wolności twórczej i cenzury nie mają tutaj większego zastosowania.